70 dni
11H 28M 8S
NEWS
29.01.16
« POWRÓT

Wypadek jachtu Polonus - CD - relacja kapitana


Aktualizacja 29.01.2016

Relacja kapitana jachtu Polonus opisująca rejs ratunkowy z Antarktyki do Ushuaia:28 stycznia 2016

17 stycznia 2016 - 3 dni po ściągnięciu jachtu Polonus z brzegu wyspy króla Jerzego Podjąłem decyzję o wypłynięciu w rejs w stronę Ameryki Południowej.3 dni postoju na kotwicy i testowania silnika, potwierdziły że paliwo zanieczyszczone jest wodą i innymi ustrojstwami. W efekcie zanieczyszczenie filtrów i konieczność ich czyszczenia co około 5-6 godzin pracy.Po uświadomieniu problemu załodze (Marcinowi i Tomkowi ) i omówieniu ryzyka podjęliśmy decyzję o wypłynięciu w rejs. Decyzja o opuszczeniu jachtu przez Basie i Janusza niewątpliwie spowodowała osłabienie ekipy, jednak znając obie pozostałe osoby wiedziałem że mogę im zaufać i przez parę kolejnych dni będziemy jak i dotychczas stanowić zgrany zespół. ponad 700 mil, wg z góry ustalonych wacht a i tak każdy z nas jechał Tyle na ile miał ochotę. Nie byliśmy zmęczeni a nadmiar energii spożytkowaliśmy na prace pokładowe i zajęcia wspólne. Od momentu wypłynięcia na Dreaka, jedyny nasz napęd stanowiły żagle, a silnik uruchamianiem tylko w celu ładowania akumulatorów. Gdy przed wejściem w Beagla wiatr zaczął wiać w mordę postanowiliśmy włączyć silnik i dopłynąć w ten sposób do Ushuaia. Silnik odpalił, pochodził chwilę a w momencie włączenia biegu okazało się że nie mamy napędu. Szybka inspekcja organoleptyczna potwierdziła brak śruby. Tej którą wymienialiśmy na Wyspie Króla Jerzego, ponieważ poprzednią została zniszczona przez lód podczas postoju jachtu na łożu w wodzie.

Ponieważ zbliżał się sztorm postanowiliśmy znaleźć schronienie na boi Armady Chilijskiej w pobliżu wyspy Lenox. Zrzuciliśmy ponton i sprawnie z napędem żaglowym zacumowaliśmy na boi. Po 2 dniach wiatr ucichł a my za pomocą pontony z silnikiem za burtowym dopłynęliśmy w stronę Puerto Williams. Od dłuższego czasu byłem w stałym kontakcie z Piotrem i Krzyśkiem z Selmy i knuliśmy intensywnie jak pomoc nam bezpiecznie bez silnika dotrzeć do cywilizacji, jednocześnie w dość krótkim okresie czasu. Prośbą o pomoc wydawała mi się najbardziej rozsądnym i bezpiecznym sposobem dotarcia do portu. Chłopaki z Selmy oczywiście stanęli na wysokości zadania. Spotkaliśmy się w kanale Beagla, podali nam hol i przez prawie 7 godzin stanowili nasz główny napęd. Później dodatkowo zrzucili ponton i wraz z naszym wholowali Polonusa do portu. W tym miejscu składam ogromne podziękowania dla Piotra i Krzyska z Selma Expedition. Przez kilka ostatnich dni stanowili ogromne wsparcie logistyczne. Widać że w tym rejonie czują się "jak u siebie". Również przekazuje podziękowania dla załogi będącej podczas akcji holowania Polonusa na Selmie. Wszak ta zmiana planów była nie spodziewana. I w taki oto sposób, kolejny mały mroczek w akcji ratunkowej Polonusa został zrobiony. Dziękuję Za pomoc .oczywiście również przekazuje podziękowania 2/5 załogi, która jak się do wiedziałem dotarła już bezpiecznie na kontynent. Nie chce w tym miejscu rostrząsać i mieszać w tym kotle i szambie, które co po niektórzy ważą .chce być poza ale na wszystkie konkretne pytania z chęcią odpowiem osobom zainteresowanym a przede wszystkim zaangażowanym w akcję. Bo czuje że jestem Wam to winien a przede wszystkim byliście w tych wszystkich chwilach z jachtem i że mną.. (...).

Polonus jest na wodzie - Polonus jest bezpieczny i dla wszystkich zaangażowanych pamiętajcie - żaden tłum nie dotarł nigdy na Wasz szczyt !!!

Seba


Aktualizacja 26.01.2016

"Polonus" dotarł bezpiecznie do mariny jachtowej w Puerto Williams. Ogromna w tym zasługa załogi "Selma Expeditions", 
Informacja z pokładu s/y Selma Expeditions.

27.01.2016. 07.00 LT. Pozycja: 54 57S i 066 58W.

SELMA EXPEDITIONS znajdowała się stosunkowo niedaleko i odpowiedziała na zgłoszenie POLONUSA, powiadamiając o możliwości asysty. Zgodnie z procedurami o sytuacji została powiadomiona Armada de Chile - posterunek w Puerto Williams.

Po otrzymaniu zgody lokalnych służb o godzinie 18.30. LT, SELMA EXPEDITIONS podała hol o długości 150 m na jacht POLONUS w kanale Beagle'a, na pozycji 54 59.5 S , 066 52.3 W. Holowanie trwało ok. 7 godzin. Około 01.00. LT następnego dnia (27.01.2016) doprowadzono POLONUSA do redy mariny jachtowej w Puerto Williams. Cumowanie POLONUSA nastąpiło przy pomocy zodiaków zarówno z SELMY jak i z POLONUSA. POLONUS przycumował do jachtów stojących w jacht klubie przy Micalvi w Puerto Williams ok. 01.40. LT. Cała akcja odbyła się zgodnie z lokalnymi procedurami i za zgodą Armady de Chile. Po wymianie wszystkich informacji i potwierdzeniu, że POLONUS więcej asysty nie potrzebuje, ok. 03.00. LT (27.01.2016) - SELMA EXPEDITIONS podjęła swój rejs na Antarktydę.

Jacht POLONUS wraz z 3 osobową załogą wypłynął 15 stycznia z antarktycznej Stacji ARCTOWSKI i po pokonaniu Cieśnimy Drake'a dotarł w okolice Przylądka Horn - do Wyspy Lennox, gdzie w zatoce Caleta Lennox przeczekał sztorm i dzisiaj (27.01.2016.) osiągnął bezpieczną marinę MICALVI w Puerto Williams. Gratulacje za dobrą żeglarską robotę.

Puerto Williams to ok. 1500-osobowa osada, położona najdalej na południe (jeśli nie liczyć niedalekiej małej wioski rybackiej Puerto Toro). Puerto Williams posiada stałe połączenia lotnicze z miastami w Chile oraz kilkugodzinne połączenie promowe z ok. 50-cio tysięcznym Ushuaia (najdalszym na południe miastem świata) po argentyńskiej stronie kanału Beagle. W Ushuaia znajduje się popularna wśród międzynarodowych żeglarzy marina AFASyN oraz pasażerski port morski i lotnisko. Jeśli będzie taka konieczność lokalny Agent SELMY w Ushuaia postara się pomóc POLONUSOWI w miejscowych kontaktach urzędowych.

Piotr Kuźniar, skipper SELMY


Aktualizacja 21.01.2016

"Selma Expeditions" pomoże załodze "Polonusa"!
Załoga jachtu "Selma Expeditions" pomoże członkom ekipy naprawczej "Polonusa", którzy zostali na Antarktydzie bez zapewnionej możliwości powrotu. 

Informacja otrzymana z pokładu s/y Selma Expeditions, Ushuaia, 20.01.2015; godzina 19.00; 23.00 (czasu polskiego):

Jacht SELMA EXPEDITIONS, po powrocie z Antarktydy jest obecnie już w porcie w argentyńskim Ushuaia.

SELMA EXPEDITIONS otrzymała drogą satelitarną bezpośrednią prośbę skippera POLONUSA o pomoc w odprawie przy wejściu do Ushuaia.

W odpowiedzi zaofiarowano szczegółowe informacje, w tym pomoc agenta SELMY na miejscu. Oba jachty są od kilku dni w stałym kontakcie.

SELMA EXPEDITIONS 26 stycznia rozpoczyna kolejny, kilkutygodniowy rejs na Antarktydę. W związku z zaistniałą sytuacją, obecnie analizowane są także warianty logistyczno-pogodowe dostosowania trasy najbliższego rejsu tak aby było możliwe zabranie ze Stacji ARCTOWSKI pozostałej dwójki polskich żeglarzy z POLONUSA i wspólny powrót razem do Ushuaia w połowie lutego br. W związku z tym SELMA EXPEDITIONS pozostaje także w stałym kontakcie z kierownictwem Stacji ARCTOWSKI.

Kierownik Stacji i za jego pośrednictwem polscy żeglarze pozostali na ARCTOWSKIM poinformowali o możliwym wariancie powrotu na kontynent południowo-amerykański samolotem z chilijskiej Stacji im. PREZYDENTA EDUARDO FREI MONTALVA położonej kilkadziesiąt mil od stacji ARCTOWSKI w zatoce Maxwell Bay. Może to nastąpić już 24 stycznia, pod warunkiem odpowiedniej pogody oraz możliwości skorzystania z transportu ze strony statku ATF LAUTARO, tego samego, który przeprowadził wodowanie POLONUSA 13 stycznia. Niestety Stacja ARCTOWSKI - sama nie dysponuje odpowiednim transportem.

Jeśli wariant z dnia 24 stycznia zostanie zrealizowany dalsza pomoc nie będzie konieczna.

Jeśli nie i polscy żeglarze w dalszym ciągu będą pozostawać na ARCTOWSKIM - SELMA EXPEDITIONS (w porozumieniu z załogą aktualnego rejsu) zaofiarowała nieodpłatnie transport dla polskich żeglarzy z ARCTOWSKIEGO do Stacji FREI, lub jeśli zostanie wybrany taki wariant - aż do Ushuaia, w trakcie powrotnego rejsu z Antarktydy w pierwszej połowie lutego przez cieśninę Drake'a do Patagonii..

Pozdrawiam, Piotr Kuźniar, skipper s/y Selma Expeditions".


Aktualizacja 18.01.16

Jak się okazuje akcja przeprowadzenia jachtu Polonus nie obyła się bez dodatkowych problemów personalnych i technicznych:

Dwie osoby po ściągnięciu jachtu pozostały na Antarktydzie, a trzy pozostałe odpłynęły w kierunku Argentyny, jacht ma problemy z silnikiem.

Pod koniec października w pobliże zagrzebanego w grajdole Polonusa przybyła pięcioosobowa ekipa, której celem było przywrócenie pływalności jednostki na tyle, żeby móc pożeglować (lub przepłynąć) do Ameryki Południowej, gdzie będzie mógł przejść przegląd i dodatkowe naprawy. Wyprawa ta możliwa była w dużym stopniu dzięki publicznej zbiórce pieniędzy pod hasłem "Uratuj Polonusa", na portalu wspieram.to. 366 wspierających spowodowało, że projekt osiągnął dofinansowanie wysokości 118% w kwocie 92 195 pln, czyli powyżej zakładanego celu oraz przy okazji urósł w międzyczasie do rangi wydarzenia społecznego.

Niestety kolejną, potwierdzoną już informacją jest to, że po udanym wodowaniu Polonus odpłynął z trzema osobami na pokładzie, a dwie z ekipy remontowo-ratunkowej zostały na Antarktydzie... Przyczyny takiego stanu rzeczy oraz wzajemne oskarżenia przewijają się na różnych forach, profilach, tweetach i innych tego typu mediach. Wśród licznych wypowiedzi przewija się również relacja załoganta, który na Antarktydzie pozostał. Społeczność żeglarska zaangażowała się w zbiórkę na opłacenie biletów powrotnych......

Załoga która wyruszyła w kierunku Ameryki Południowej ma kłopoty z silnikiem - jednocześnie trwają starania, aby sprowadzić do Polski dwójkę pozostałą na Antarktydzie.

Komentarz jednego z byłych załogantów, który został na Antarktydzie: "Po kolejnej sprzeczce z pijanym Sebą [kapitan i armator Polonusa] (prosilem o ustalenie grafiku wacht kotwicznych) dostałem polecenie że jak mi się nie podoba to nie chce mnie jutro już widzieć na pokładzie ( jutro tzn po odbębnieniu nocnej kotwicznej wachty bo on na jacht przyjdzie o 6rano i wrócił dalej pić z Sajmonem na brzeg - moja odpowiedź była stanowcza i natychmiastowa - wysiadam natychmiast a Ty pilnuj swojego jachtu sam.
Oczywiście ja się pakowalem a Marcin odwiózł armatora na ląd .Basia powiedziała że z chamami nie popłynie bo się boi o bezpieczeństwo- by popłynęła jak ja bym plynął .Jej decyzja .
Po tym był ten wpis Sebastiana (nie będę powtarzał bo to żałosne) którym postawił kropkę nad i
Dziwi mnie tylko postawa Marcina świadka dyskusji i wydarzeń tłumaczącego Sebę że to po pijaku .
Reszta jest znana .
Następnego dnia jeszcze był szantaż na zasadzie ,że mógłbym ten wpis anulować (ciekawe - jak już poszło ) jak bym jednak zdecydował się płynąć .... Wyprosiłem go wtedy z pokoju .
Słowo przepraszam nie padło a pierwszy raz słowo dziękuję za wykonaną pracę usłyszałem przy pożegnaniu podając sobie ręce ."

Na przykładzie całej tej sprawy z pewnością będziemy się mogli wiele nauczyć, warto jednak cierpliwie poczekać jeszcze chwilę, do czasu gdy obie strony zajmą stanowisko. Dopóki jednak Polonus nie odda cum ciężko o oficjalne stanowiska... Jedno jest pewne - w tej sprawie usłyszeć je musimy.
CDN


Aktualizacja 14.01.2016
Udało się !!!!!
13 stycznia 2016 udało się dzięki pomocy chilijskiego okrętu marynarki wojennej ATF Lautaro zwodować jacht "Polonus", który rozbił się u wybrzeży Wyspy Króla Jerzego w Antarktyce w 2015 roku. Jacht przezimował niedaleko Stacji im. Henryka Arctowskiego, a od listopada 2015 prowadzono przy nim prace remontowe.
Prace przy jachcie trwały praktycznie od początku naszego pobytu w Stacji, czyli od listopada. Część załogi płynęła z nami z Polski na statku Polar Pioneer, a część dołączyła w Mar del Plata.
Prace przy jachcie wymagały sporo pracy fizycznej i koncepcyjnej i było w nie zaangażowane sporo ludzi, w tym również nasi koledzy ze Stacji.
Kiedy jacht stanął już na specjalnie do tego celu skonstruowanym drewnianym łożu, pozostało czekać na dużą falę przypływu oraz wsparcie okolicznych statków, kiedy okazało się, że "Polonus" siłami natury nie zostanie wepchnięty na wodę i trzeba go w tym wspomóc.
Pomoc przypłynęła w postaci statku chilijskiej marynarki wojennej ATF Lautaro, który za pomocą liny wciągnął "Polonusa" na wodę. Akcja rozpoczęła się o godz. 21:30, a przed północą jacht stał już na kotwicy w Zatoce i jego światła mogliśmy oglądać z okien Stacji.
W dole strony pod tekstem film ze zwodowania jachtu:


Aktualizacja 31.12.2015

Za nami nie planowana wigilia na stacji, ale pomimo tego, jak zwykle uroczysta kolacja, oprawa pracowników, spowodowała, że każdy poczuł się jak wśród najbliższych . Niesamowite posiłki, choinka i prezenty pozwoliły nam na chwilę zapomnieć o trudach wyprawy po Polonusa.

Dziś będzie krótko:

Przez ostatnie kilka dni mozolna praca w związku z kopaniem, podkopywaniem, ściąganiem, pracą na tirforze, piłowaniem, rąbaniem, podkładaniem i próbą znalezienia równowagi psychicznej. Gdyby wszyscy z nas nie byli indywidualnościami nie znaleźli byśmy się tu razem prawie na „końcu świata". Ważne, że nadal pracujemy, tyramy nad tym by postawić Polonusa na wodzie.

Zostało tak niewiele. Jakieś 5 m w stronę zatoki i będzie pływał. Mam nadzieję, że naprawa kadłuba przeszła pomyślnie. Wydaje się ,że wyczerpaliśmy wszystkie możliwe środki związane z zepchnięciem jachtu poniżej poziomu niskiej wody. Wiem natomiast, że nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Mamy jeszcze parę zdań do powiedzenia.

Walczymy do końca i wierzymy a nawet mamy duże przekonanie, że nam się uda i mordki pingwinów zaśmieją się na widok odpływającego jachtu. Wszystkim kibicom, czytaczom, zwolennikom i przeciwnikom, życzymy wszystkiego najlepszego w kolejnym roku.

Seba
31. grudnia 2015 r.

Im dalej w las, tym więcej drzew, a im dalej w wodę…
O nie było dzisiaj łatwo. Jak widzę po sobie, wszyscy padają na RYA, a jutrzejszy dzień, to kolejny polarny fitness day… Łopaty, łomy, beleczki, rolki, blaty, płyty, blachy, krawędziaki, punktu oparcia, punkty podparcia, wymywanie, podsypywanie, ujmowanie, dodawanie, cięcie, gięcie klinowanie, zakopywanie, przekopywanie, wykopywanie, dokopywanie – a to wszystko pod presją nieubłaganego przypływu… Trudności narastają wykładniczo.

Po dwumiesięcznych doświadczeniach, możemy ściągnąć dowolny jacht z dowolnej plaży . Teraz naprawdę wiedzielibyśmy jak się za to zabrać! Słabe punkty akcji, antarktyczny piach, skały kamienie, wytykają raz po raz, przy wtórze śmiechu pingwinów.

Czasu nie cofniemy, gramy takimi kartami jakie mamy w łapie… Pierwsza próba użycia kotwicy, troszkę zrobiona „na sztukę” na zasadzie „a nuż się uda”, nie powiodła się. Dzisiejszy przebyty dystans to zdecydowanie za mało, żeby tej nocy wypłynąć na szerokie wody. O naszej 22-giej idziemy z Sebusiem, na romantyczny spacer we dwoje, zobaczyć, jak po trzech skokach, prezentuje się Polonus na wysokiej wodzie…

Tomek Sosin – „Sajmon”
29 grudnia 2015

http://jacht-polonus.pl/


Sorry za brak wieści, ale najpierw łapaliśmy oddech po pracy, a potem internet działał w tempie (nie przymierzając) ściągania Polonusa do wody… Dzisiejszy dzień, to niestety nie żaden przełom, ale odrabianie strat powstałych wczoraj. Te różnice czasowe… We wtorek zsunęliśmy się z rolek prawej płozy, stąd przechyl jaki powstał, dzisiaj we środę mozolnie stawialiśmy  z powrotem Poldka na blaty, na rolki. Zmęczenie. Sebuś pisze właśnie relację. Wybrał zdjęcia…

Kotwica…
Na razie dwie próby rzucenia… Nie trzyma.. Tutaj dno jest specyficzne.
Tomek Sosin – „Sajmon”
30 grudnia 2015


Aktualizacja 14.11.2015 - podsumowanie wykonanych prac remontowych - relacja Sebastiana Sobaczyńskiego

Wciąż trwają prace przy „Polonusie" wyciągniętym na brzeg w pobliżu Stacji Arktycznej im. Arctowskiego po wypadku sprzed roku.
5 listopada

Jak codziennie lub trochę rzadziej, napiszę parę słów - jest wtedy szansa, że nie umkną mojej uwadze pewne wydarzenia. Jak chociażby zabawne jak to żeśmy na toboganie z Sajmonem alternatory wieźli. Historia podobna do tej opowiedzianej mi przez znajomego, jak to w poniedziałkowy zimowy poranek, zgubił na sankach dziecko, które wiózł do żłobka. Tu było podobnie, tyle, że ofiarą padły alternatory. Śniegu dużo, zawierucha chce oczy wyłupać więc jak takie dwa opasane kuce dźwigamy towary z Polonusa. Dodatkowo ciągnę tobogan przypięty w pasie specjalną uprzężą, co krok czekając kiedy tchu mi braknie. Odstawiliśmy go ze stoickim spokojem, zjedliśmy gorący obiad i podczas rozpakowywania wiktów odkryliśmy brak dwóch alternatorów. Gamonie jedne nic tylko nam wypadły. Więc szybko po śladach, by zamieć ogonem śniegu nie nakryła wracaliśmy na jacht. Oczywiście znalazły się, spokojnie czekając na nasz powrót. Oczywiście w pobliżu jachtu, gdzie przedzieraliśmy się przez zakosy śnieżne...

A co dzisiaj? Janusz z Marcinem budują elementy łoża, dodatkowo dziś byli wędzeni przez dym wydobywający się ze spalanych odpadów. Sajmon z Basią od rana byli dalej porządkować (czytaj - myć ) wnętrze jachtu, a dodatkowo po południu Sajmon pobawił się w górnika, odkuwając lód w zęzach. Odkrył nawet zeszłoroczne pulpeciki, nie wiem natomiast czy skosztował, wszak po powrocie kolację jadł. Mnie udało się rozebrać, poczyścić, odsyfić, wykąpać w ciepłej słodkiej wodzie alternator. A teraz jego elementy wiszą sobie na hali agregatów i przy gorącym wietrze schną. Jutro go złożę i będziemy testować, czy oprócz tego iż uzyskał nieskazitelny wygląd - niczym nowy, też zadziała.

6 listopada 2015

Po rozebraniu rozrusznika wypłynęło z niego coś, co na pierwszy rzut oka wydawało się pełną zawartością wnętrza. Po rozebraniu na części pierwsze, może nie być tak źle. Ale diagnoza przyjdzie dopiero po złożeniu i uruchomieniu. Cały dzień zabawy w nafcie, benzynie i odrdzewiaczach. Do tego potrzeba czasu, bo nie muszę każdemu uświadamiać w jakim stanie były np. śruby od szczotek i szczotko-trzymacz. Jutro musimy wrzucić na tokarkę komutator z alternatora i usunąć wżery. Do południa robił ze mną Marcin, po południu chłopaki zrobili sobie relaksującą przerwę w pracy fizycznej i skupili się na innego rodzaju przyjemnościach. Generalnie powoli brniemy do przodu.

Przed obiadem Basia z Tomkiem dalej ogarniali jacht i podobno widok dziobówki i kambuza ma mnie zaskoczyć. Wkładają w to masę energii i po śniadaniu pakują manele i drepczą kilkanaście minut w śniegu stawiając czoło wiatrom. Pomimo, iż w bazie od rana było całkiem znośnie, okazało się, że na Jedynce (czyli tam gdzie stoi Poldek ) wiało całkiem zdrowo, a doświadczenie Sajmona każe mi wierzyć, że było dość grubo. Z informacji od ekipy schodzącej wiem, iż wiatr kiedyś osiągnął prędkość 200 km/h, a przy tej burcie Polonusa wiadomo co to znaczy. Zwłaszcza, że wiał z zachodu. Jutro dalszy ciąg pracy przy rozruszniku, czyli kąpiele w gorącej słodkiej wodzie, by pozbyć się soli (dzięki klanowi za poradę), i złożenie alternatora a następnie rozłożenie i czyszczenie kolejnego. Prawie wszystkie bambetle poprane (materace, sztorm szmaty i poczyszczona „skajka niepękajka"). We wtorek zarządzamy dzień przerwy w pracy i idziemy liczyć pingwiny. Ot taka mała odskocznia od szarości a raczej bieli dnia codziennego. W ramach wolnego może też rozpakujemy nasze paczki, a ich zawartość uda nam się złożyć w jednym miejscu. Dajemy z siebie co możemy. Dzięki!

A wracając dziś na kolację musiałem przepuścić nadchodzące z prawej stadko pingwinów. Zamieniłem z nimi kilka słów i kazały Was wszystkich pozdrowić!

8 listopada 2015

Niedziela, więc i my troszkę odpoczywamy. W końcu można się wyspać, poczytać. Na tapecie „Moje życie polarnika" Roalda Amundsena. Wczoraj znów dłubanie we wnętrzu rozrusznika i rozebrany po niemałych trudach alternator 12V. Zostało jeszcze oczyścić i wyrównać komutatory i wszystko można złożyć w całość i posprawdzać czy działa. W tygodniu ruszamy z reaktywacją instalacji elektrycznej, która spowoduje, iż kolejnym ważnym elementem układanki będzie próba uruchomienia silnika. Ponieważ tu pogoda rozdaje karty, jak tylko będą warunki, chcemy przetransportować do Poldka łoże a następnie go na nim umieścić. Zobaczymy czy uda się go ruszyć z zmarzliny w której stoi. Dziś do południa świeciło słońce i była dodatnia temperatura. Jednak teraz z uwagi na wiatr znów wszystko zamarza. A takich słonecznych dni potrzebujemy kilka, by droga na „Jedynkę" nadawała się na przejazd cięższego sprzętu. Tak więc jak na razie działamy w warsztacie i hali, którą mamy udostępnioną a na jacht chodzą pielgrzymki z toboganem by doprowadzić go do czystości i krok po kroku odkuwać zęzy gotując w czajniku ciepłą wodę i polewając nią lód. Życie jak w bajce. A przecież to wiosna.

9 listopada 2015

Poskładany alternator, rozrusznik. Jutro sprawdzimy czy działają. Złożone również sanie, które zawiozą część ciężkiego sprzętu na jacht. Chcemy go nagrzać, więc zabieramy własny agregat, kolejnego farelka, oraz elektronarzędzia. Dodatkowo chcemy zapakować elementy do naprawy instalacji elektrycznej, czyli reanimacji starej instalacji. Dziś po południu wiatr osiągał prędkości 36 m/s, więc dosłownie ciężko było ustać na nogach, a pingwiny chowały się w zaspach po zawietrznej. Wszelkie prace na zewnątrz wstrzymaliśmy.

Aby dobrze ogrzać jacht i spróbować roztopić lód w zęzach farelki muszą chodzić większą ilość godzin niż jest to do tej pory, także z Marcinem szykujemy się do „zimowania" na jachcie. Zaopatrzeni w czajnik elektryczny, trochę liofilizatów, środki łączności i pozostałe narzędzia wyruszymy w dogodnym momencie by integrować się z „Polonusem". To tyle na dzisiaj, dochodzi północ a w zasadzie już wybiła i czas na odpoczynek.

12 listopada 2015

Ostatnie dni to takie, podczas których wiele robimy, ale spektakularnych efektów nie widać. Dwa największe elementy łoża są już przy jachcie. Rozrusznik podczas kolejnych prób uruchomienia nie dawał za wygraną. W końcu dziś nadszedł ten dzień, że wziął się i poddał i po kolejnym rozebraniu i złożeniu (mogę to już robić z zamkniętymi oczami) - zakręcił. Może po prostu czekał na swój czas, może na asystę innych, ale był to naprawdę mały sukces, ponieważ biorąc pod uwagę jego stan w jakim był po wyjęciu z jachtu, nie wróżyło to niczego dobrego.

Wiadomo natomiast, że nie do odratowania jest alternator 12V. Ze złości na rozrusznik wyczyściłem z rdzy wszystkie narzędzia, łącznie z kluczami które pod grubą warstwą korozji skrywały swoje oblicza i rozmiary. Nie udało nam się dziś odpalić agregatu prądotwórczego. Jest to nowe urządzenie, więc musimy skontaktować się z serwisem. W międzyczasie jeszcze jutro spróbujemy zapodać mu ciepłe powietrze i porozkręcamy w poszukiwaniu jakiegoś magicznego pstryczka elektryczna, tudzież innego zaworu. W poniedziałek na stację dolatuje grupa 13 Chilijczyków i Chilijek (tak się pisze ? J ), tak więc dziś Sajmon zrobił klar na pokładzie naszego domku (laboratorium letnie J) . Umordował się przy tym niemało a dodatkowo dla wytchnienia duszy i ciała, rozpoczął selekcję materiałów filmowych i zdjęciowych. Jeszcze między posiłkami, kolejne poprzestawianie naszych paczek w magazynie. Przez ostatnie trzy dni dość silnie wiało. W porywach często do ponad 35 m/s. Pingwiny kryły się po zawietrznej w zaspach, są również teorie, że latały. Czasami trudno było utrzymać się na nogach, a patrzenie wprost pod wiatr bez gogli i kominiarki było wręcz niemożliwe. Wczorajsze święto Niepodległości uczciliśmy wieczornym seansem filmu Jack Strong.
Sebastian Sobaczyński


Aktualizacja 11.11.2015 - CD ratowania Polonusa

Załoga ratunkowa „Polonusa" dotarła na Antarktydę i dokonano pierwszych oględzin jachtu
Akcja ratowania „Polonusa" odbiła się w środowisku szerokim echem. Na portalu Wspieram.to żeglarze przekazali ponad 92 tys. zł na ten projekt. Załoga jest pełna determinacji i wiary w sukces przedsięwzięcia, ale bierze też pod uwagę niepowodzenie. Jeśli nie uda im się wyremontować kadłuba na Antarktydzie, będą mogli wrócić do domu dopiero kolejnym statkiem zaopatrzeniowym, czyli za pół roku...
Po udanej akcji i zebraniu potrzebnych funduszy pięciu polskich żeglarzy wyruszyło na Antarktydę, by ocalić jacht „Polonus", który po wypadku w grudniu ubiegłego roku spoczywa na brzegu Wyspy Króla Jerzego, w pobliżu stacji polarnej PAN im. Henryka Arctowskiego. Projektem dowodzi Sebastian Sobaczyński, nowy armator „Polonusa".
Rosyjski statek „Polar Pionner", wynajęty przez Polską Akademię Nauk, opuścił pod koniec września Bałtyk i obrał kurs na Amerykę Południową. Na pokładzie podróżuje nowa załoga stacji polarnej, której zadaniem jest dostawa sprzętu i żywności na półroczne utrzymanie bazy. „Polar Pionner" zabrał także ekwipunek, który załoga „Polonusa" kompletowała przez kilka ostatnich tygodni. Sprzęt zostanie wykorzystany do naprawy jednostki w trudnych antarktycznych warunkach. Zapakowano między innymi stal, żywice, farby, kleje, taśmy, oleje, filtry, akumulatory, sprzęt spawalniczy, hydrauliczne podnośniki, kable, nowe elementy do naprawy elektroniki, agregat prądotwórczy, narzędzia, żywność i wodę...
Relacja Sebastiana Sobaczyńskiego: - Od 10 sierpnia przemierzyłem po kraju 6600 km, by przygotować zakupy i dopiąć organizację wyprawy, odwiedziłem Gdynię, Szczecin, Poznań, Gdańsk, Ciechocinek, Kraków, Zabrze, Łódź i wiele innych miejsc. Wszędzie spotykałem życzliwych ludzi, którzy w miarę możliwości gotowi byli pomóc w ratowaniu zasłużonego jachtu. Pod koniec września na pokład statku „Polar Pionner" zaokrętowała się Basia Bielenkiewicz. Pozostałe cztery osoby wyleciały miesiąc później - dołączyły do polarników w porcie Mar del Plata we wschodniej Argentynie, w prowincji Buenos Aires.
Remont potrwa około 30 dni, a Jeśli warunki pogodowe będą na początku zbyt trudne, najpierw rozpoczniemy prace wewnątrz jachtu, a następnie zabierzemy się do spawania stalowego kadłuba.
Po zwodowaniu jednostki czeka nas rejs do Ushuaia w południowej Argentynie. Ta przeprawa powinna zająć 7, 8 dni, ale biorę też pod uwagę dłuższą żeglugę, gdyby się nam nie udało naprawić silnika.
Bardzo przyjemna była podróż „Polar Pionierem" z Mar del Plata. Ciepło i posiłki o stałych porach. Równie przyjemnie jest na stacji polarnej. Czuję się, jakbym był w schronisku na Kudłaczach albo na Jaworzynie. Cieplutko, z głośników sączy się muzyka (kamanda Pinka Flojda).
Sebastian Sobaczyński nie ma co owijać w bawełnę, mocno przeżył wejście na „Polonusa". Ostatnio tak wzruszonego żeglarza widziałem, kiedy wychodziliśmy „Empatią" ze Szczecina. Seba chyba dopiero teraz uwierzył, że naprawdę tu jesteśmy, że od jutra zaczynamy prawdziwą akcję ratowania „Polonusa". Dużo czasu mieliśmy na „Polar Pionierze" i rozmawialiśmy o tym, jak wielu ludzi zaangażowało się, by zwiększyć szansę na sukces tego przedsięwzięcia. To niesłychana historia. Widać, że dzisiaj Sebę dogoniły emocje, przed którymi uciekał w podróży. Nie mam tego emocjonalnego bagażu na plecach, myślę, że mogę bardziej na chłodno opisać swoje wrażenia.
Spodziewałem się, że będzie gorzej! Jacht z zewnątrz prezentuje się bardzo dobrze. Wykwity rdzy, w stalowym kadłubie po zimowaniu na Antarktydzie są oczywiste. Zachowały się gumowe okładziny pokładu. Elementy drewniane na zewnątrz - w doskonałym stanie. Olinowanie stałe wydaje się być nieomal gotowe do drogi. Zerwane fały w czasie akcji ratunkowej z zeszłego roku - to nie problemem. Stan stolarki wewnątrz, gretingi... myślałem, że zastaniemy zbutwiałe popuchnięte elementy, a tu wszystko nówka sztuka. A co z silnikiem? Widać, że osprzęt jest do wymiany, ale Sebuś zabrał ze sobą nowy alternator, rozrusznik. Drugi rozrusznik jest w zapasie z zeszłego roku. Są oczywiście paski i inne filtry. Po pierwsze jacht wymaga posprzątania, wyniesienia zbędnych rzeczy. Dopiero po generalnych porządkach będzie się można zabrać za konkretne prace. Jest dobrze. A niechaj świadczy o tym fakt, że Basia, nasz rodzynek, nie uciekła i potwierdziła, że wciąż jest w załodze...

Rok temu „Polonus" rozpoczął wyprawę w angielskim Plymouth - w stulecie słynnej ekspedycji polarnej sir Ernesta Shackletona. Po wizycie w stacji PAN załoga miała popłynąć na Georgię Południową, by w osadzie Grytviken, w rocznicę śmierci Shackletona, zapalić znicze na jego grobie. Po dopłynięciu do stacji żeglarze postanowili pomóc w zabraniu dwóch przyrodników, którzy od jakiegoś czasu przebywali w chatce obserwacyjnej w sąsiedniej zatoce.
Po dojściu na silniku do przylądka Lions Rump rzucono kotwicę. Gdy wkrótce nadszedł silny szkwał i jacht zaczął ciągnąć kotwicę, zawiódł napęd - silnik gasł za każdym razem, gdy Piotr Mikołajewski, ówczesny armator „Polonusa", włączał bieg. Po 20 minutach załoga usłyszała pierwsze uderzenia o kamienie. Z pomocą przyszedł argentyński statek patrolowy, który najpierw ewakuował polskich żeglarzy, a po kilku dniach wraz z częścią załogi powrócił na miejsce wypadku, by wypompować z kadłuba paliwo, ściągnąć łódź na wodę i odholować ją w pobliże stacji polarnej. Tam spychaczem wciągnięto „Polonusa" na brzeg i zabezpieczono w pozycji pionowej. Polskich żeglarzy zabrał z Antarktydy duży wycieczkowy statek pasażerski, który szczęśliwie podróżował w tym czasie w pobliżu.
Tomek Sasin „Sajmon"


Aktualizacja 26.06.2015

UDAŁO SIĘ - dzięki darczyńcom zebrano kwotę potrzebną do uratowania jachtu - dziękujemy :)

Zebrano 118 % budżetu

365 wspierających wpłaciło razem 92125 pln

co daje średnio 252 pln na wspierającego

Wydawało się że takie akcje w Polsce nie są możliwe, a jednak ....

Ustalony przez założycieli akcji minimalny próg, który dawał szansę na otrzymanie zebranych funduszy, wynosił 78 tysięcy złotych. W sumie zostało dokonanych 366 wpłat, dzięki którym zebrano 92 195 złotych. Cel został osiągnięty w 118%. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na koszty związane z wyprawą na Antarktydę w celu ratowania jachtu Polonus. 
Cały projekt był silnie wspierany przez środowisko żeglarskie. Akcja była promowana na forach żeglarskich, pisały o niej branżowe portale informacyjne, wspierali znani w środowisku kapitanowie i żeglarze. 
Jacht Polonus osiadł na skałach na Wyspie Króla Jerzego na Antarktydzie w trakcie wyprawy Shackleton 2014. Przy pomocy okrętu wojennego marynarki argentyńskiej został przeholowany w pobliże bazy Polskiej Akademii Nauk. Siłami załogi i przy użyciu lokalnego sprzętu wyciągnięty na brzeg. Jacht obecnie wciąż tam się znajduje. 

Jak przewiduje armator jachtu, Sebastian Sobaczyński, który był bosmanem i opiekunem Polonusa w poprzedniej wyprawie, naprawa jachtu na Antarktydzie potrwa ok. 2 miesiące. Sebastian wraz z kilkoma osobami zaangażowanymi w naprawę jachtu wybierają się w tę wyjątkową podróż we wrześniu b.r. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem Polonus wyruszy z Antarktydy w grudniu, czyli rok po wypadku. 

Pierwsza część akcji zakończona sukcesem, czekamy teraz na realizację właściwej akcji ratowania w Antarktyce

 


Aktualizacja 24.06.2015

Akcja ratowania Polonusa trwa jeszcze tylko 30 godzin, zebrane zostało 91%. Naprawdę brakuje już niewielu wpłat. Zasada jest taka, że jeśli nie osiągnie się 100% swojego celu, to dokonane już wpłaty zostaną zwrócone wszystkim darczyńcom. Dlatego tak ważne jest aby szybko podjąć decyzję.

Kliknij na link: https://wspieram.to/projekt/4374/uratuj-polonusa i sprawdź jak możesz pomóc.

Dziękujemy w imieniu Sebastiana – bosmana s/y Polonusa w trakcie wyprawy Shackleton 2014, obecnego armatora jachtu.


Aktualizacja 19.06.2015

Drodzy żeglarze !

Wszyscy znamy jacht Polonus. Niektórzy nas na tym jachcie przeżyli swą pierwszą morską przygodę, dla innych był jachtem na który powracali w kolejnych rejsach.

Część z nas kojarzy tę nazwę ze słyszenia lub mediów. Wszyscy natomiast emocjonalnie przeżywaliśmy wypadek na Antarktydzie. Śledziliśmy media, komentowaliśmy to na różnych forach. Dyskutowaliśmy jak go naprawić, ściągnąć na wodę, którędy płynąć w powrotną drogę do Polski.

Nie jest nam obojętny los tego jachtu. Jest to jeden z lepiej wyposażonych wyprawowych jachtów w Polsce. Nie jest nam obojętny jego obecny armator - Sebastian, który kupując za 1-go funta pozostawiony na krańcu świata jacht postanowił go uratować i sprowadzić do Polski. Nie jest nam obojętna wielka siła, jaką wykazali ludzie dobrej woli, wspierając akcję URATUJ POLONUSA.

Do dnia dzisiejszego zostało zebranych bardzo dużo pieniędzy na ten cel. Ponad 40 tys. złotych.

Jest to pierwsza akcja w historii polskiego żeglarstwa, w której ludzie ratują jacht na drugim końcu świata. Do końca akcji zbierania funduszy pozostało jeszcze 8 dni. Zwracamy się do Was o wsparcie i pomoc. Pomóżmy Sebastianowi osiągnąć cel: dotrzeć na Antarktydę, wyremontować jacht i wrócić do kraju pod żaglami Polonusa.

Dzięki nam wszystkim to jest możliwe. Każdy z Nas może przyczynić się do tego, aby ten jacht znowu pływał.
Każdy z Nas może przeżyć na nim swą morską przygodę!

Kliknij na link: https://wspieram.to/projekt/4374/uratuj-polonusa i sprawdź jak możesz pomóc.
Akcja trwa jeszcze tylko kilka dni, dlatego tak ważne jest aby szybko podjąć decyzję.

Dziękujemy w imieniu Sebastiana - bosmana s/y Polonusa w trakcie wyprawy Shackleton 2014, obecnego armatora


Aktualizacja 05.05.2015

Uratuj Polonusa!
Jacht Polonus podczas wyprawy ku czci Ernesta Shackletona uległ awarii (o czym możesz usłyszeć tutaj). Załoga wróciła do Polski, a jacht wydawałoby się że na stracenie, pozostał na wyspie Króla Jerzego na Antarktydzie.

A jednak nie! Powstał i jest realizowany plan przywrócenia Polonusa do życia. 11.05.2015 startuje kampania na portalu wspieram.to, której celem jest zebranie funduszy na przywrócenie jachtu do życia!

Naszym celem jest dostarczenie na wyspę Króla Jerzego niezbędnego sprzętu, naprawa jachtu, zwodowanie i powrót do Polski. Może się to udać tylko i wyłącznie z Waszą pomocą!

Jeżeli los tego wspaniałego jachtu nie jest Ci obcy, a może chciałbyś zostać bohaterem tej trudnej akcji ratowniczej, 

Jeżeli chcesz stać się sponsorem czy partnerem akcji lub wesprzeć ją w inny sposób - napisz: jachtpolonus@gmail.com - ustalimy szczegóły współpracy indywidualnie!


Aktualizacja 05.01.2015

23.12.2014 w godzinach popołudniowych polskiego czasu jacht „Polonus",odbywający wyprawę śladami Ernesta Shackletona, wysztrandował na brzegu wyspy Króla Jerzego na Antarktydzie.

W akcji ściągania uczestniczyła załoga okrętu wojennego ARA Castillo.

Trzeba przyznać że samo ściągnięcie wydaje się dosyć agresywne, co może tłumaczyć pogłębienie uszkodzeń kadłuba na tyle poważnie że z powodu przecieku Polonus musiał być ponownie, tym razem w Stacji Arctowskiego wyciągnięty na ląd. Załoga wróciła statkiem pasażerskim.

Po przyholowaniu jachtu w pobliże Polskiej Stacji Antarktycznej im H. Arctowskiego, Polonus przez całą noc stał w zatoce przycumowany do burty okrętu Castillo. Było to związane z przeciekiem wymagającym ciągłego wypompowywania wody. Następnego dnia, armator po konsultacji z kierownictwem stacji podjął decyzję o wyciągnięciu jachtu na brzeg w okolicach przepompowni paliwa stacji. Około godz. 1830, pchany przez ponton ze okrętu Castillo, Polonus osiadł na mieliźnie we wcześniej uzgodnionym miejscu. Załoga Polonusa wraz załogą stacji przystąpiła do wyciągania jachtu na ląd przy pomocy spychacza.

Po wyciągnięciu na brzeg jacht udało się postawić w pozycji pionowej. W tym celu wykopano dół wokół płetwy balastowej i po postawieniu kadłuba w pionie obsypano kamieniami. Nie udało się natomiast znaleźć materiału na zrobienie podpór. Kolejne oględziny kadłuba na brzegu potwierdziły przypuszczenia, iż uszkodzenia są zbyt poważne, aby można je było usunąć na miejscu i kontynuować ekspedycję. W takim stanie jacht obecnie znajduje się na brzegu stacji.

Powrót załogi Polonusa do kraju rozpocznie się na pokładzie statku pasażerskiego Zaandam. Udało się wcześniej ustalić, iż trasa jego rejsu przebiega przy wyspie King George, a Zatoka Admiralicji jest planowym miejscem krótkiego postoju statku. Dzięki wielkiemu wsparciu i działaniom polskiej ambasady w Buenos Aires, dyrekcja firmy Holland America Line w Seattle wyraziła oficjalną zgodę na zabranie załogi Polonusa na pokład. Jest to statek o długości 238 m. zabierający na pokład ponad 1400 pasażerów.

Załoga Polonusa wejdzie na pokład statku 4 stycznia ok. godz 1600. Zgodnie z planem rejsu, 11 stycznia Zaandam zacumuje w Buenos Aires.

Dalsze decyzje odnośnie jachtu będą podejmowane przez armatora po powrocie do kraju.


Aktualizacja 03.01.2015

To najprawdopodobniej koniec wyprawy Shackleton 2014 - poinformował rzecznik prasowy. Uszkodzenia jachtu "Polonus" ze Szczecina są zbyt poważne, aby można je było usunąć na miejscu i kontynuować ekspedycję. Załoga będzie wracała do Polski.
Jednostka Polonus utknęła u brzegu Wyspy Króla Jerzego na Antarktydzie

"Polonus" brał udział w wyprawie śladami irlandzkiego podróżnika - sir Ernesta Shackletona, który sto lat temu opłynął Antarktydę od Morza Weddella do Morza Rossa - już na Oceanie Południowym.

31 grudnia 2014 roku ok. 0700 rano lokalnego czasu ARA Castillo zabrał załogę Polonusa z bazy PAN im. H. Arctowskiego i wyruszył w kierunku miejsca, gdzie znajdował się jacht Polonus. Cała ekipa była na miejscu ok. godz. 0900.

Przygotowania do ściągnięcia jachtu na wodę trwały do godz. 1300. W tym czasie wypompowano do beczek ropę znajdującą się w zbiornikach, wodę pitną. Wyjęto także rzeczy osobiste załogi i inne dla maksymalnego odciążenia kadłuba. Nurkowie z okrętu obejrzeli kadłub jachtu przed ściąganiem na wodę.

Ok. godziny 1600 rozpoczęło się ściąganie jachtu na wodę. Około godz. 0100 ARA Castillo przyprowadził na holu Polonusa do stacji PAN im. H. Arctowskiego.

Pomoc załogi okrętu była bardzo duża i profesjonalna. Szkody powstałe podczas 8 dni leżenia jachtu na kamieniach spowodowały jednak, iż jacht bierze wodę. Na jachcie pracowała cały czas motopompa. Wyciągnięto Polonusa na brzeg.


W dniu wczorajszym został nawiązany kontakt ze statkiem ARA Castillo.
Kapitan Marek Grzywa otrzymał potwierdzenie ze strony dowództwa statku o gotowości udzielenia pomocy.
Zgodnie z informacjami ze strony statku, dla przeprowadzenia operacji potrzebne jest:
1. Ustalenie dokładnego planu działań ściągnięcia jachtu z mielizny i wyrażenie zgody obu stron na taki plan.
2. Dokonanie wspólnych oględzin miejsca operacji, dla oceny bezpieczeństwa jachtu podczas ściągania go na głęboką wodę.
3. Oczekiwanie na możliwie najlepszą pogodę.
Kapitan statku zadeklarował pełną pomoc, czyli: załogę, motorówki, zespół nurków, techników, i cały sprzęt, który posiada na pokładzie dla zagwarantowania powodzenia operacji.
Prognozy jakimi dysponuje statek przewidują najlepszą pogodę dla planowanych działań we wtorek 30 grudnia.
W międzyczasie będą dokonywane inne ustalenia związane z operacją.
Bezpieczeństwo jachtu Polonus i ludzi w trakcie działań zostało określone jako wartość najwyższa.
O kolejnych, istotnych dla całej operacji działaniach będziemy informować.
Zgodnie z informacją, jaką otrzymaliśmy, operacja ściągania Polonusa ma się odbyć 31 grudnia.
Ma się rozpocząć o godz. 7 rano.

 


Aktualizacja 31.12.2015

Więcej informacji jak doszło do zdarzenia wejścia Polonusa na mieliznę w okolicach stacji PAN Arctowski na wyspie Króla Jerzego na Antarktydzie.

Poniżej informacja od kapitana Janusza Zbierajewskiego, który w godzinach popołudniowych rozmawiał z kapitanem Markiem Grzywą i członkami załogi:

O tym, że „Polonus" dopłynął do Stacji Arctowskiego - wiemy. Tam powstał problem ściągnięcia dwóch naukowców, który prowadzili badania z sub-stacji w sąsiedniej zatoce, do której jest dostęp tylko z wody, a RIB stacyjny właśnie odmówił współpracy.
Polonusiacy postanowili zrewanżować się naukowcom ze Stacji za miłe przyjęcie i przywieźć te dwójkę „Polonusem". Popłynęli w czwórkę: Marek, Piotr, Seba i Arek. Pozostali zostali w Stacji. Na miejscu okazało się, że relacje brzeg - dno są mniej więcej takie, jak w fiordach norweskich: brzeg schodzi ostro w dół, a dno jest na głębokości 100 -400 m.

Żeby zakotwiczyć - trzeba podejść blisko brzegu. Podeszli, rzucili kotwicę, sprawdzili, czy trzyma. Było OK.

Zaczęli przygotowywać ponton do zrzucenia na wodę. W pewnym momencie przeszedł nagły, silny szkwał i jacht zaczął dryfować na kotwicy. Trzeba było szybko odpalić silnik i odpływać.

I tu - stało się. Po raz pierwszy od lat silnik „Polonusa" zastrajkował.

Argumenty klasyczne: kręcenie rozrusznikiem, walenie młotkiem, podlizywanie się (kochany silniczku, jak zapalisz to dam ci nowiutki olej) nie skutkowały.
Nie i już!

Szkwał trwał, kotwica jechała po dnie, no i po chwili jacht leżał na burcie. Tyle!

Polonusiacy powiadomili przez radio Stację, Stacja poprosiła o pomoc mały patrolowiec (no, raczej patrolowczyk) marynarki argentyńskiej, który był akurat niedaleko Wyspy King George. Marwoj argentyński przybył i zdjął chłopaków z „Polonusa" a naukowców z brzegu.

Co dalej? Można domniemywać, że jacht jest, mimo sztrandowania, w niezłym stanie (to jest właśnie to światełko w tunelu, o którym pisałem). Dziś rano popłynęli tam RIB-em ludzie ze stacji i twierdzą, że w środku nie ma wody. Co oczywiście nie oznacza że nie będzie jej również jutro, pojutrze itd. Tam są pływy, więc przy zmianie poziomu wody kadłub (to znaczy obło kadłuba) zapewne unosi się i opada, więc zanim zalegnie musi parę razu stuknąć o skałę.

Przeglądałem prognozy na najbliższe 8 dni. Sztormu nie będzie, ale pływy są, szkwały chodzą. Jak długo kadłub wytrzyma - nie wiadomo.

Na Stacji nie ma żadnego sprzętu, którego by można użyć do ściągnięcia „Polonusa". Realna możliwość - to wspomniany wyżej patrolowiec argentyński. W Polsce nie takie rzeczy się załatwiało przy użyciu rybaka i argumentu niezwykle przekonującego w postaci odpowiedniej ilości płynów wysokoprocentowych. Jest to jednak marynarka wojenna i to latynoamerykańska.

Dowódca okrętu może to zrobić, ale musi mieć rozkaz (albo zezwolenie, cholera wie, jak się to ma nazywać) swojego dowódcy, który jest gdzieś chyba w Ushuaia. Ten z kolei musi mieć taki sam rozkaz od swojego przełożonego, a ten - od swojego, a może nawet od ministra obrony. A tu - panie - Christmas, czyli po ichniemu Navidad.

W szeroko rozumianej okolicy kręcą się jeszcze różne okręty brazylijskie i chilijskie. Nasze MSZ obiecało pomoc, ale znowu - nie ma z kim gadać, bo Navidad.

Teoretycznie - gdyby się okazało, że „Polonus" wytrzyma w dobrym stanie do czasu ściągnięcia - nie można wykluczyć, że wróci - jak mówią Rosjanie - swoim chodom. Jest to dość mało prawdopodobne, ale szansa jest.

Jeśli nie - powstaje problem, jak ma wrócić załoga. Lotniska nie ma, a jakieś statki zawijają rzadko.

Tyle słów morskiej ewangelii na Wigilię dzisiejszą.
Amen!

Uzupełnienie powyższej informacji:

Dziś - 24 grudnia, nawiązaliśmy kontakt z ambasadą Polski w Buenos Aires w sprawie udzielenia pomocy załodze jachtu Polonus przez argentyński okręt wojskowy ARA Castello znajdujący się relatywnie niedaleko. Przez cały dzień wielokrotnie kontaktowaliśmy się w tej sprawie i szukaliśmy rozwiązania jakich należy dopełnić formalności by argentyński okręt mógł udzielić pomocy. Było to tym bardziej skomplikowane, iż z okazji Świąt instytucje publiczne w dniu dzisiejszym po prostu nie pracują, a jak napisał kpt. Zbierajewski kapitan statku musi mieć dyspozycje by ruszyć.

Pani konsul o dokładnym zapoznaniu się z opisem sytuacji skontaktowała się również z kapitanem Polonusa i załogą. Będzie pośredniczyć w dalszych ustaleniach wszelkich formalności. Jest to osoba która wykazała bardzo duże zrozumienie dla zdarzenia i chęć pomocy. Jest to również osoba która załatwiała wszelkie sprawy formalne z ratowaniem jachtu Romana Paszke w trakcie jego wypadku kilka lat temu, także czuje temat i wie jak takie sprawy prowadzić.


Komunikat dotyczący jachtu „Polonus" i wyprawy Shackleton 23.12 2014
Informujemy, iż w dniu dzisiejszym tj. 23.12 w godzinach popołudniowych polskiego czasu, dotarła do nas informacja, że jacht „Polonus",odbywający wyprawę śladami Ernesta Shackletona, wysztrandował na brzegu wyspy Króla Jerzego na Antarktydzie.
Żadnemu z ośmiu członków polskiej załogi nic nie stało.
Wszyscy znajdują się w Stacji Antarktycznej PAN im. Henryka Arctowskiego znajdującej się na wyspie.
Jesteśmy w stałym kontakcie z załogą jachtu. W miarę otrzymywania kolejnych informacji będziemy je zamieszczać

Akcja ściągania jachtu Polonus z mielizny

back

« POWRÓT


Kopiowanie i powielanie treści portalu wymaga zgody redakcji Zapoznaj się z regulaminem

 

Zamknij okno [x]

REJESTRUJ

ZAPOMNIAŁEŚ HASŁA?

E-mail:

REDAKCJA SAILPORTAL.PL

bluefin"at"interia.pl

Telefon komórkowy:

+48 601 233 434

Formularz Kontaktowy



Imię i nazwisko
*  E-mail
*  Temat wiadomości
*  Treść wiadomości

* pola obowiązkowe
Aby wysłać formularz wpisz hasło z obrazka
obrazek