OGŁOSZENIA
03.06.23 - Sprzedaż
MAK-a 707 >>> Sprzedam (17000.00 zł)
Torba żeglarska - Elo Pokrowce (50.00 zł)
Organizer Wielofunkcyjny - Elo Pokrowce (350.00 zł)
Torba Foil i inne - Elo Pokrowce (500.00 zł)
Pokrowiec Foil Phantom Skrzydło Przednie - Elo Pokrowce (120.00 zł)
Zestaw 3 pokrowców Foil Phantom - Elo Pokrowce (330.00 zł)
Pokrowiec Foil Phantom Skrzydło Przednie - Elo Pokrowce (120.00 zł)
Pokrowiec Foil Phantom Skrzydło Maszt - Elo Pokrowce (120.00 zł)
Pokrowiec Foil Phantom Fuselage - Elo Pokrowce (90.00 zł)
05.03.17
- Sailnews Polska
« POWRÓTJacht "Down North" - podniesiony z dna po zatonięciu w Szczecinie

Aktualizacja 04.03.2017
Z dna szczecińskiej North East mariny na Wyspie Grodzkiej wyciągnięto jacht „Down North", który zatonął przy kei. T
a sama jednostka w 2015 r. zatonęła na Zatoce Pomorskiej. Po czterech miesiącach została wydobyta i wyremontowana.
Właściciel zabezpieczył usterkę na pokładzie swojej jednostki. Nie podał informacji o przyczynie zatonięcia.
„Down North" został podniesiony z dna mariny za pomocą pływającego dźwigu. Pod dnem jachtu założono specjalne pasy, dzięki którym można było wyciągnąć jednostkę. Została już z niej wypompowana woda.
- Jednostka została zacumowana przy marinie na Wyspie Grodzkiej. Właściciel został jednak zobligowany przez Żeglugę Szczecińską do usunięcia jej najpóźniej do końca lutego - wyjaśnił Owsik-Kozłowski.
Aktualizacja 12.02.2017
Jacht "Down North" zatonął ponownie - tym razem przy nabrzeżu szczecińskiej North East Marina, znajdującej się w centrum miasta; na jednostce nikogo nie było.
Sobota, 11 lutego około godziny 21.10, mieszkaniec Szczecina wchodząc na most prowadzący na wyspę Grodzką zauważa, że zatonął cumujący przy nim żaglowiec "Down North". Z wody wystają tylko maszty. "Z wnętrza wydobywało się już tylko trochę powietrza.
Ten sam jacht w 2015 r. zatonął na Zatoce Pomorskiej w trakcie rejsu za Koło Podbiegunowe; po 4 miesiącach został wydobyty i wyremontowany.
Strażacy dostali informacje o zatonięciu jachtu w niedzielę przed południem.
Płetwonurkowie straży zeszli pod wodę, żeby sprawdzić, czy znajdują się tam ewentualne ofiary, ale nie nikogo nie odnaleziono - powiedział. Jak dodał, drzwi jednostki były zamknięte na kłódkę.
Strażacy rozstawili przy jachcie zaporę, ograniczającą rozprzestrzenianie się substancji ropopochodnej, która pojawiła się na powierzchni wody
Z informacji dyżurnego straży wynika, że jacht ma być podnoszony w poniedziałek.
W maju 2015 r. szkuner "Down North" wyruszył ze Świnoujścia na wyprawę badawczą na Północ, za Koło Podbiegunowe. Uczestnicy wyprawy mieli zamiar uczcić 35 lat od zakończenia prac modernizacyjnych w polskiej stacji badawczej Hornsund na Spitsbergenie.
Wówczas doszło do wypadku w Zatoce Pomorskiej, ok. 20 mil morskich na północny-zachód od Świnoujścia. Podczas akcji ratunkowej uratowano 11 członków załogi, jedna osoba nie przeżyła. Ofiarą był niepełnosprawny mężczyzna, który stracił przytomność i - mimo reanimacji - zmarł. Leżący na burcie jacht nabrał wody i zatonął w ciągu 20 minut. Rozbitków podjął wtedy niemiecki kuter.
Wrak jachtu został podniesiony z dna zatoki cztery miesiące po wypadku. Remont "Down North" przeprowadzono w Szczecinie.
Foto Katarzyna Wolnik-Sayna
Aktualizacja 06.12.2016
„Down North" zatonął 30 maja 2015 roku. Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich stwierdziła, że bezpośrednią przyczyną wypadku był podmuch wiatru o sile 7 stopni w skali Beauforta.
„Down North" płynął ze Świnoujścia na Spitsbergen. W dwunastoosobowej załodze był m.in. pochodzący z Torunia 53-letni reporter „National Geographic" Leszek Bohl, który zmarł przed zakończeniem akcji ewakuacyjnej.
Zmarły był niepełnosprawny, komisja w raporcie stwierdza, że zajęcie przez niego koi dziobowej utrudniało ewakuację w sytuacji awaryjnej, praktycznie uniemożliwiając mu samodzielne wydostanie się na pokład.
Formalnie stwierdzoną, najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci były zaburzenia związane z połykaniem, bądź zachłyśnięciem się wodą morską.
Komisja potwierdziła informacje załogi, którzy jako przyczynę wypadku wskazywali silny szkwał na Bałtyku, tuż po wyjściu ze Świnoujścia. Ponadto ustalono, że poza przyczyną bezpośrednią, wystąpiło wiele przyczyn pośrednich, w tym błędy ludzkie.
„Jachtu „Down North" żeglującego pod banderą kanadyjską nie poddano nadzorowi żadnej instytucji klasyfikacyjnej i nie wykonano dla niego nigdy analizy stateczności, uwzględniającej zmiany wynikające z co najmniej dwukrotnej przebudowy kadłuba i ze zmiany trybu eksploatacji w stosunku do oryginalnego projektu typowego kadłuba Colvin 45, który był wzorem pierwotnej wersji".
Komisja przeprowadziła 4 wersje symulacji statecznościowych wykazujących, że po przebudowach i z wyposażeniem i załogą feralnego dnia jacht nie spełniał podstawowych wymagań statecznościowych wymaganych przez Polskie i Kanadyjskie przepisy.
Dokonano również bardzo ciekawej analizy, dotyczącej niespełnienia wymagań zarówno polskich jak również Kanadyjskich, oraz opisano zasady noszenia bandery Kanadyjskiej przes statki żaglowe, których nie spełniał Down North
Wypadek zaistniał w dniu 30 maja 2015 r., pomimo pomyślnie zakończonych poprzednich rejsów w pozornie zbliżonych warunkach pogodowych, i był wynikiem zbiegu niekorzystnych okoliczności, takich m.in. jak maksymalny poziom zapasów na samym początku wyjątkowo długiego rejsu, wyjątkowej gwałtowności uderzenia niezbyt silnego podmuchu oraz nieskutecznego manewru, który spowodował, że jacht zaczął przyjmować wiatr z trawersu, mając całkowicie wybrane żagle skośne i niecałkowicie wyluzowany żagiel gaflowy".
Dość oryginalny i raczej pomagający w przechylaniu jachtu niż zapobiegający był pomysł odpadania podczas silnego podmuchu wiatru z wybranymi żaglami przednimi (teoretycznie pomagającymi odpadać, ale i zwiększającymi jednocześnie siłę przechylającą) i z wyluzowanym grotem.
Moje osobiste doświadczenia uczą wręcz czegoś odwrotnego co zostało zresztą zacytowane jako wyjście z takiej wcześniejszej opresji Down Northa: gwałtowne wyostrzenie do wiatru, które w początkowej fazie pogłębia również przechył, ale po dochodzeniu do linii wiatru zmniejsza siłę przechylającą, a strugi wiatru wchodzące pomiędzy żagle a powierchnięwody pomagająpostawić przechylony jacht.
Uznano ponadto, że ani kapitan, ani załoga, ani armator nie znali stateczności jednostki i nie uznali za konieczne korzystać z udokumentowanych informacji o stateczności. Komisja uznała, że armator jachtu „Down North" nie powinien przystąpić do jego komercyjnej eksploatacji i dopuścić do wyjścia w morze jachtu o nieznanej charakterystyce statecznościowej, bez określenia bezpiecznych granic obciążenia jachtu załogą, zapasami i wyposażeniem oraz bezpiecznej powierzchni żagli niesionych w przewidywanych warunkach pogodowych.
Zdaniem komisji kapitan dopuścił się zaniechania obejmując dowództwo jachtu w stanie, w jakim „Down North" się znajdował 30 maja 2015 r., czyli bez dokumentów bezpieczeństwa, bez informacji o stateczności, bez licencji radiowej i z dokumentem wskazującym, że jacht jest jachtem rekreacyjnym i w sposób nieuprawniony pod kanadyjską banderą.
Pełny raport jest opublikowany na stronie Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich i
Poniżej w załączniku:
Aktualizacja 05.06.2015 - armator Down North rozważa opcję podniesienia z dna i wyremontowania żaglowca.
Otrzymaliśmy nieoficjalne informacje dotyczące planów wydobycia żaglowca z dna Bałtyku. Z wraku sączy się stale ropa co skutkuje zanieczyszczeniem środkowiska i możliwością zanieczyszczenia pobliskich plaż.
Nieoficjalnie potwierdzono z relacji załogi że: żaglowiec był w trakcie wypadku przeżaglowany co doprowadziło podczas nagłego porywu wiatru do wywrotki i zatonięcia
Aktualizacja 03.06.2015 - żaglowiec Down North zatonął niedługo po wyjściu ze Świnoujścia, minęło kilka dni od wypadku i nadal nie wiadomo co było przyczyną zatonięcia. Nasz znajomy żeglarz w czasie wypadku przepływał około 4 Mm na zachód od Down North - żegluga odbywała się w miarę spokojnie przy sile wiatru 4-5B. Oba jachty żeglowały przeciwległymi kursami (półwiatr). Co jakiś czas przechodziły ciemne cmury z deszczem i porywami wiatru - właśnie porywisty wiatr może być jedną z przyczyn wypadku ...
Oto opis wyprawy Down North - która zakończyła się tragicznie
Wrocław, 29 maja 2015 r.
Komunikat prasowy
Polscy żeglarze podbijają Arktykę
Rusza Arktyka 2015 - polski rejs za koło podbiegunowe. Załoga szkunera Down North uczci w ten sposób 35 lat od zakończenia modernizacji stacji Hornsund na Spitsbergenie. Wśród mrozu i lodowców sprawdzi też wytrzymałość nowoczesnej rodzimej technologii.
30 maja żeglarze wyruszą z portu w Świnoujściu. Następnie popłyną w kierunku Norwegii, Islandii, wschodniego wybrzeża Grenlandii, by w końcu dotrzeć do archipelagu Svalbard, gdzie leży Spitsbergen - wyspa będąca domem dla stacji Hornsund. - Dokładnie w 1980 roku zakończono wszystkie prace modernizacyjne, dzięki którym polscy naukowcy mogą prowadzić całoroczne badania w rejonie Arktyki - mówi Mateusz Ćwikliński z krakowskiego jacht klubu Navigare, organizator rejsu.
Załoga popłynie kanadyjskim szkunerem Down North. To jednostka przystosowana do żeglugi w rejonie arktycznym. Zbudowana na początku lat 90. przez Kanadyjczyka. Jej głównym zadaniem było umożliwienie kontaktów i współpracy z Inuitami zamieszkującymi tereny koła podbiegunowego. Statek posiada niezbędne wzmocnienia kadłuba, pozwalające na rozbijanie lodu, bezpieczne przeprawienie się przez północne wody i dotarcie do polskiej placówki.
Polski przyczółek w Arktyce
Hornsund to najdalej wysunięta na północ polska instytucja badawcza. Historia stacji sięga lat 50. XX wieku. To wtedy powstał jej pierwszy projekt, a miejsce gościło zespoły naukowców. Od pierwszej połowy lat 60. do końca lat 70. w Hornsund nie prowadzono żadnych znaczących prac, a obiekt służył jako schronienie dla myśliwych
i traperów. Sytuacja zmieniła się w roku 1978. To wtedy rozpoczęto program modernizacji stacji, który ostatecznie zakończył się 1980 roku. Od tego czasu Hornsund pracuje nieprzerwanie. - Stacja rozsławiła nasz kraj na arenie badań polarnych. Chcielibyśmy, by nasza wyprawa o tym przypominała. Po przybiciu do wybrzeża Spitsbergenu, planujemy spotkać się z przebywającymi tam naukowcami - mówi Mateusz Ćwikliński.
Technologia pomoże
Wpierw jednak załoga będzie musiała pokonać niespokojne wody Oceanu Arktycznego. - Ruszamy w bardzo sprzyjającym okresie, jednak okolice Grenlandii nigdy nie należały do najbardziej przyjaznych. Możemy spodziewać się gór lodowych, silnych fal i bardzo niskich temperatur - tłumaczy Mateusz Ćwikliński.
Z tego powodu żeglarze muszą zadbać o bezpieczeństwo. Jednym z jego elementów na północnych wodach jest doskonała widoczność nocą - zarówno na pokładzie i poza nim. - Mocne światło szperaczy pozwala dostrzegać niebezpieczeństwa w okolicy statku. Trzeba powiedzieć, że latarka to dziś nieodłączny przyjaciel żeglarza. Cieszymy się, że załoga wybrała sprzęt stworzony na podstawie polskich patentów i rozwiązań
- mówi Cyprian Lemiech, ekspert ds. oświetlenia przenośnego we wrocławskiej firmie Mactronic. - Nasze latarki gościły już oficjalnie w rejonie Arktyki, jednak jeszcze nigdy ich wytrzymałość nie była testowana na otwartym, lodowatym morzu.
Ekspert dodaje, że żeglarze skorzystają też z wytrzymałych latarek czołowych, które pozwolą na komfortowe odczytywanie map oraz wykonywanie czynności niezbędnych podczas rejsu. Urządzenia będzie cechowała duża siła światła, odporność na zalewanie wodą, niskie temperatury oraz długi czas pracy - wszystko dzięki osiągnięciom rodzimych inżynierów. Organizator rejsu Arktyka 2015 podkreśla, że odpowiednie zaopatrzenie sprzętowe jest kluczowe dla powodzenia wyprawy. - Wiele odcinków trasy poprowadzi przez mało uczęszczane wody. W pobliżu wschodniego wybrzeża Grenlandii poczujemy się, jak osadnicy, którzy 1030 lat temu zaczęli przybywać w te rejony za sprawą Eryka Rudego - dodaje Mateusz Ćwikliński.
Załoga powróci do Polski 10 października, po przepłynięciu 8410 mil morskich (ponad 15,5 tys. kilometrów). Przybije do portu w Dziwnowie, ostatniego punktu na mapie wyprawy. Grupa ma nadzieję, że prócz zwiedzenia przepięknych rejonów Islandii, Grenlandii i Svalbardu, uda jej się spotkać z Inuitami, rdzennymi mieszkańcami obszarów arktycznych.
![]() |
Artykuł z 30 maja 2015
Na Zatoce Pomorskiej ok. 20 Mm od Świnoujścia zatonął jacht "Down North"
Na pokładzie jachtu było 12 osób. Jako pierwszy z pomocą przyszedł im niemiecki kuter rybacki.
Polscy ratownicy otrzymali sygnał o zatonięciu jachtu 30 maja ok. godz. 20:00
Sygnał wzywania pomocy najpierw nadszedł ze Stanów Zjednoczonych, potem potwierdziło go ratownicze centrum w Bremen. Okazało się, że ok. 20 mil na północny zachód od Świnoujścia zatonął jacht bandery kanadyjskiej
Był to jacht czarterowy, jego właścicielem jest Polak. Na pokładzie było 12 osób. Jako pierwszy przyszedł im z pomocą przepływający nieopodal niemiecki kuter rybacki. Rybacy pomogli rozbitkom wydostać się z wody, niestety jednego z nich nie udało się uratować.
Jacht został wyczarterowany i wypłynął ze Świnoujścia.
O godzinie 20.15 statek SAR wyruszył w rejon przebywania kutra niemieckiego, który był w rejonie zatonięcia. Kuter "Palucca" podjął z wody 12 osób, jedna z nich nie przeżyła.
Przed północą statkiem ratowniczym rozbitkowie dopłynęli do nabrzeża w Świnoujściu, skąd karetkami zostali przewiezieni do tamtejszego szpitala. Nikt nie został ranny. Rozbitkowie z powodu wyziębienia zostaną jednak na obserwacji. Na miejscu jest prokurator.
Właściciel jachtu Mariusz Nawrot przekazał że osoba która nie żyje to prawdopodobnie niepełnosprawny reporter National Geographic, który zmarł na zawał serca.
Wciąż oficjalnie nie wiadomo co było przyczyną zatonięcia 23 metrowego jachtu, ani w jakich okolicznościach zginęła jedna osoba z załogi. Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną wypadku mógł być silny szkwał, który przewrócił jacht - wczoraj w zachodniopomorskim przeszło kilka gwałtownych burz z silnymi porywami wiatru.
Załoga szkunera Down North wyruszyła 30 maja z portu w Świnoujściu w kierunku Oslo. Przez Norwegię, Islandię, wschodnie wybrzeże Grenlandii jacht miał dotrzeć do archipelagu Svalbard. Rejs miał uczcić 35 lat od zakończenia modernizacji stacji Hornsund na Spitsbergenie. To najdalej wysunięta na północ polska instytucja badawcza.
Jednostka była przystosowana do żeglugi w rejonie arktycznym. Organizatorem rejsu był kapitan Mateusz Ćwikliński, z krakowskiego jachtklubu Navigare.
• Raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich
« POWRÓT
![]() |
Kopiowanie i powielanie treści portalu wymaga zgody redakcji Zapoznaj się z regulaminem |